niedziela, 7 października 2012

Spójność i prostota, czyli Skubas

Najpierw pokochałam Sqbassa, którego poznałam zupełnie przypadkowo. Z resztą zauważyłam, że artyści, których odkrywam nieświadomie, okazują się moją „bratnią duszą”. Pierwsze nieświadome spotkanie ze Sqbassem zawdzięczam Smolikowi (dzięki któremu poznałam m.in. Mikę Urbaniak czy też Sofę z Kasią Kurzawską na czele). Następnie znajomość zaczęła się rozwijać za sprawą Tomka Organka i jego muzycznym poczynaniom wraz z FOXem. Na krążku BOX w dwóch utworach gościnnie zaśpiewał właśnie Sqbass. Postanowiłam przyjrzeć się bardziej temu panu i dopiero wtedy odkryłam, że słyszałam go już nie raz na płytach Andrzeja Smolika.


Robiąc research szybko okazało się, że jeszcze w tym roku ma się ukazać solowa płyta niejakiego Skubasa. Trzeba przyznać, że niezły myk ze zmianą pseudonimu. Niby tak samo, a jednak inaczej. Analogicznie jest z muzyką, którą tworzy. 

11 września ukazał się debiutancki album Skubasa pt. „Wilczełyko”. Promujący go singiel „Linoskoczek” zdążył już się zadomowić w stacjach muzycznych. Potwierdzeniem tego jest fakt, że po dwóch tygodniach notowania LP3 zajmował wysokie 5. miejsce. Słuchacze radiowej Trójki mogą pomyśleć, że nie ma się czym zachwycać, ponieważ stacja ta promuje taką muzykę. Jednak „Linoskoczka” udało mi się słyszeć także w innych stacjach radiowych, np. w Roxy.

Polecam najpierw wsłuchać się w słowa tej piosenki, a następnie obejrzeć teledysk. Nagranie video dodatkowo podkreśla to, o czym śpiewa Skubas, a mianowicie o zmęczeniu tym ciągłym narzucaniem standardów i ram, w które trzeba się wpasować. Z resztą nie będę zbyt wiele zdradzać. Przekonajcie się sami.


Wróćmy do samego Skubasa i jego twórczości. Płyta jest spójna. Liczy 12 utworów, większość śpiewanych w języku polskim (co mnie osobiście cieszy). Mam wrażenie, że „Wilczełyko” wypełnia dziurę w polskiej muzyce. Wcześniej załatał ją Czesław Mozil, jednak od kilku lat wciąż czułam lekki niedosyt. Krążek otwiera piosenka, której aranż nawołuje do country. Jednak cała płyta to mieszanka pięknych, głębokich gitarowych brzmień połączonych z elementami Etno i folkiem. Teksty dojrzałe i niosące JAKIŚ przekaz. Wokal ciepły, a zarazem momentami chłodny, jednak wciąż delikatny. Słuchając tę płytę, ciarki na plecach gwarantowane. Moim numerem jeden jest utwór „Więcej nieba”.