poniedziałek, 26 marca 2012

Królowej soulu śpiewajmy 'happy birthday'!

Troszkę spóźnione, ale liczą się intencje...

25 marca 1942 roku w Memphis na świat przyszło cudowne dziecko. Mając zaledwie 14 lat zadebiutowała na scenie muzycznej. Początkowo "skromnie", gdyż w chórze gospel. Jednak z czasem świat się o niej dowiedział.

Znamy ją z wielu przebojów. Kochamy. Cenimy. Podziwiamy.

Niewiele osób wie, że była matką chrzestną Whitney Houston. Była, gdyż jej chrześnica przedwcześnie opuściła ten świat. To dzięki niej cudowna Whitney śpiewała tak jak śpiewała. W końcu nie każdy może mieć taką matkę chrzestną! 

Piękna Aretha Franklin świętowała wczoraj swoje 70. urodziny. Jednak The Queen Of Soul nie myśli o skończeniu kariery. Ma w planach w tym roku wydać kolejną płytę.

Nie będę się rozpisywać i dzielić z Wami moim zachwytem. Wątpię, by wśród nas był ktoś, kto nie słyszał jej największych przebojów jak m.in. "Respect" czy "I Say a Little Prayer".

Osobiście uważam, że ten utwór w najlepszy sposób wyjaśnia kim jest, jak i o czym śpiewa jedyna i niepowtarzalna królowa soulu:


niedziela, 18 marca 2012

Nie taki chór straszny jak go malują

O akademickim chórze "Dramma Per Musica" rozmawiałam z Panią Dyrygent, dr Elżbietą Trylnik.

Ewelina Machacka: Jak zaczęła się historia akademickiego chóru na Uniwersytecie Opolskim?
Elżbieta Trylnik: W 1980 roku założyłam chór akademicki. Na początku był to chór żeński, a po 13-stu latach przerodził się w chór mieszany. I tak już 32 lata prowadzę ten zespół.
EM: Ilu obecnie członków liczy chór?
ET: Około 70 osób.
EM: Czy chór jest otwarty na "nowe głosy"? Istnieje duże zainteresowanie członkostwem w "Dramma Per Musica"?
ET: Tak, dużo osób przystępuje, tylko nie każdy wytrzymuje. W tym roku około 30 osób się wykruszyło.
Bo wszyscy chcą, by było łatwo, szybko i przyjemnie. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że to jest bardzo ciężka praca. 
Źródło: nto.pl
EM: Jak często odbywają się próby chóru?
ET: Średnio 2-3 razy w tygodniu.
EM: Gdzie wszyscy chórzyści spotykają się, by poćwiczyć?
ET: Budynek przy ul. Oleskiej w sali 154, bądź 194.
EM: Które osiągnięcie chóru uważa Pani za najważniejsze?
ET: Co chwilę jest jakieś osiągnięcie i ono jest w danym momencie najważniejsze, przyćmiewa wtedy wszystkie inne. Nie ma takie jednego, unikalnego.
EM: Wiadomo, że oprócz okazjonalnych wystąpień "Dramma Per Musica" żyje swoim życiem. Jak ono wygląda?
ET: Bierzemy udział we wszystkich uroczystościach związanych z Uniwersytetem Opolskim. Obok tego zawsze mam jakiś plan, by zespół się rozwijał. Wybieram więc określony program, potrzebny po to, by zespół dojrzewał razem z tym programem. I wtedy mam okazję pokazać go nie tylko na uczelni, lecz także gdzieś w Polsce. Cały region dowiaduje się wtedy, że jest zespół akademicki.
EM: Jak odniesie się Pani do Orkiestry Politechniki Opolskiej?
ET: Nie odniosę się, ponieważ sama nazwa mówi, że jest to orkiestra Politechniki. I ich muzyka idzie raczej w stronę "big bandu".
EM: Jednak istnieje współpraca między chórem akademickim Uniwersytetu Opolskiego i Orkiestrą Symfoniczną Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Opolu.
ET: Oczywiście. Jeżeli jest taka jedna dobra orkiestra młodzieżowa, to się sięga po to, co jest. W dodatku przyjaźnię się z ich dyrygentem. Cały świat opiera się na przyjaźni. 
EM: Z jakimi problemami boryka się "Dramma Per Musica"? O ile oczywiście takie są. Czy zawsze można liczyć na pomoc uczelni?
ET: Zawsze są jakieś problemy, ale ja sama je rozwiązuję. Jestem taka Zosia Samosia. Nie wyobrażam sobie, żebym miała pójść do kogoś i prosić, żeby rozwiązał jakiś tam mój problem - czy muzyczny, czy personalny.
EM: Z okazji 25-lecia chóru została wydana płyta. I to  (mówiąc kolokwialnie) nie byle jaka płyta, gdyż składała się z 3 krążków. Kto był inicjatorem tego pomysłu i jak wyglądały prace nad nagraniem repertuaru "Dramma Per Musica"?
ET: Ponieważ pracuję również w Radiu Opole, jest mi łatwiej to zrealizować. Przez wszystkie lata i liczne koncerty nagraliśmy mnóstwo utworów, więc skoro była możliwość wydać płytę zespołu, to dlaczego by tego nie zrobić? Następnie z okazji 30-lecia istnienia chóru na rynku ukazała się kolejna płyta.
Źródło: www.radio.opole.pl
EM: Z jakim repertuarem koncertuje chór? Czy są to typowe klasyczne utwory, czy też może próba ujęcia nowoczesnej muzyki?
ET: Nie, to nie jest próba. Tak robią wszystkie zespoły na całym świecie. Po prostu Opole nie odstaje od świata. To jest norma. Żeby zespół się rozwijał, to muszą być śpiewane utwory w różnych stylistykach. Od muzyki dawnej, do jazzu. Musi być coś dla publiczności, coś dla mnie i coś dla chóru. 
EM: Czy mogłaby Pani opowiedzieć jakąś śmieszną sytuacją, anegdotką?
ET: Tych sytuacji było właśnie bardzo dużo, więc gdybym musiała opowiedzieć jakąś historię, to trwałoby to bardzo długo. Nie ma takich anegdotek na 2 sekundy.
EM: "Dramma Per Musica" istnieje już od 32 lat. Tak więc który rok uważa Pani za najbardziej owocny?
ET: W każdym roku coś się dzieje. Każdy rok do czegoś zobowiązuje i realizuje się wtedy zamierzony program.
EM: Jakieś plany na najbliższą przyszłość? Kiedy znów można usłyszeć śpiewaków z Uniwersytetu Opolskiego?
ET: Teraz program a capella i Święto Kwitnących Azalii na zamku w Mosznej, 3 czerwca 2012 roku. 
EM: I tam występujecie już cyklicznie?
ET: Nie, nie cyklicznie, a gdy tylko nas zaproszą (śmiech).
EM: Dziękuję za rozmowę.
ET: Dziękuję.

Kilka słów o chórze akademickim:

poniedziałek, 12 marca 2012

Siedzę przy SOFIE i nie piszę licencjatu

Czas nagli, a ja nie potrafię się zmotywować. Od jakiegoś czasu siadałam do tego, by umieścić kolejny wpis na blogu. Jednak co chwilę coś kradło moją uwagę, a co najważniejsze - mój czas. Lecz nie, nie! Nie jestem aż tak zajęta. Żyjemy w XXI wieku - erze cyfryzacji, więc mnie jak i moim rówieśnikom Internet i wszelkie jego cuda nie są obce. Możecie się zastanawiać, po co piszę te głupoty. Przecież miał to być blog poświęcony muzyce. Tak więc wracam do tematu... (Ale wcześniej jeszcze kilka moich żali, zachwytów etc.)

Za trzy miesiące mam obronę na macierzystym kierunku. O! Właśnie na mej twarzy pojawił się uśmiech. Jak mogę o tej nieszczęsnej administracji mówić w ten sposób? No ale cóż... Taki jest stan rzeczy. Na uczelni już praktycznie nie pojawiam się (chwała ludziom za to, że wymyślili IOS i Pani Prodziekan, że mi go przyznała!). Ach, biedny ten mój licencjat. Napisane marne 5 strony, które i tak idą do poprawki. Z racji tego, że dysponowałam dzisiaj sporą ilością wolnego czasu, postanowiłam sobie, że w końcu ruszę palcem i choć przeczytam jedną książkę z literatury tematu. 

Ale nie, nie, nie. Jak tu się uczyć - pff! uczyć, czytać jedynie - w kompletnej ciszy? 

SOFA. Oczywiście nie mówię tu o meblu służącym do siedzenia (choć nie pogardziłabym tym rodzajem kanapy w moim opolskim pokoju), lecz o polskim zespole. Zespole, o którym śmiało mogłam powiedzieć, że według mnie jest jednym z lepszych na naszym rynku muzycznym. Ktoś może się zdziwić, co ja piszę, bo po raz pierwszy słyszy, że taki zespół istnieje. No tak, do mas to on nie trafił. Ale ci, którzy gustują w podobnej muzyce, na pewno znają dotychczasową twórczość tych grajków. O SOFIE powinni też słyszeć fani Smolika czy Ostrego



I to właśnie dzięki powyższym muzykom zaprzyjaźniłam się z tym toruńskim zespołem. Już teraz nie pamiętam, który z nich jako pierwszy nas sobie przedstawił. Mimo wszystko sądzę, że był to Adam Ostrowski vel. O.S.T.R., gdyż słuchałam go namiętnie za czasów liceum. Tak, wtedy właśnie było to boom i wszyscy za nim szaleli, więc nie mogło być ze mną inaczej. Pamiętam jak bardzo byłam wściekła, gdy występował na opolskich Piastonaliach, a ja nie mogłam zostać po szkole w Opolu, gdyż następnego dnia z rana miałam sprawdzian z języka francuskiego. Tak więc biedna zaraz po godzinie 15-tej musiałam wracać do rodzinnego Niemodlina.

Kolejne bliższe spotkanie z SOFĄ to pierwszy rok na wspomnianej wcześniej administracji. Wtedy przyszły czasy na maglowanie znalezionej (w sekretnym pudełku brata) płyty Smolika "3". Od razu zakochałam się w utworze S.Dreams. To była miłość od pierwszego usłyszenia. Oczywiście na tym krążku jest więcej perełek, lecz ten numer najbardziej przypadł mi do gustu. Oprócz wspomnianej piosenki, w utworze CYE, który był singlem, można usłyszeć piękny głos wokalistki zespołu SOFA - Kasi Kurzawskiej.


Nie zaczynałam jednak tego wpisu, by pisać o starych piosenkach. Zmotywowałam się, zaparzyłam sobie zieloną herbatę i z książką w ręce wskoczyłam do łóżka. Uprzednio włączyłam sobie najnowszą płytę omawianego zespołu. Świetną datę wybrała sobie SOFA na premierę czwartej już płyty. Mowa o 29.02.2012r. W tym dniu do wszystkich sklepów muzycznych w kraju nad Wisłą trafił krążek "Hardkor i Disko". Ogromnie wyczekiwałam chwili, gdy wreszcie po raz pierwszy od początku do końca przesłucham wszystkie znajdujące się na nim piosenki. Nawet moją drugą audycję Chilli Hour w Radiu Emiter poświęciłam temu zespołowi.

I co? Mówiąc kolokwialnie: KISZKA! O ile utwór promujący płytę (i nota bene noszący tę samą nazwę) po którymś z rzędu odsłuchaniu przypadł mi do gustu, o tyle o płycie jako całości nie mogę tego powiedzieć.  Liczy ona 11 piosenek, a tylko 3 mi się podobają. W złą stronę poszli muzycy (oczywiście moim skromnym zdaniem). Wcześniej SOFA była mieszanką jazzu, soulu, hip-hopu, r&b i funku. Teraz jest to kaszanka składająca się w głównej mierze z muzyki elektronicznej (choć i nawet nie wiem, czy nią jest). Piosenka "ADHD" - ajj... nawet nie wiem, jak to skomentować. Chcieli poeksperymentować z dub stepem chyba. Z resztą nie wiem, więc nie wypowiadam się.

Już podsumowując, miałam pisać pracę licencjacką, ale najnowszy krążek jednego z 'lepsiejszych' polskich zespołów tak mnie rozżalił, że napisałam ten oto elaborat. Tym, którzy wytrwali i przeczytali post do końca, bardzo dziękuję. I w ramach tych podziękowań podzielę się najnowszym singlem SOFY - bo nim ci muzycy mogą się pochwalić.