Gdy przeczytałam recenzję
„Devotion” ( bardzo przychylną) pomyślałam sobie – recenzja mi się podoba i w
sumie mnie zachęca. Sprawdzę więc kim jest Jessie.” Jak postanowiłam, tak
uczyniłam i rozpoczęłam inwigilowanie Internetu. Artykuły i zapowiedzi o niej,
zaczęły mnożyć się niczym koty w marcu, a ja poczułam lekkie zażenowanie, że jeszcze jej nie słyszałam. Myślę jednak,
że niedbałość tę można mi wybaczyć, ponieważ jest ona chwilowa (to tak w
nawiasie).
A teraz kilka szczegółów: Jessie Ware to 27-letnia Brytyjka. Podobno bardzo wstydziła się śpiewać, dlatego zajęła się dziennikarstwem sportowym. Później jednak zaczęła podśpiewywać w chórkach, gdzie przełamała się i pozbyła wstydu. Aktualnie koncertuje w Wielkiej Brytanii, a w Polsce wystąpiła na tegorocznym Opener’ze. Nieźle.
Wokal brzmieniowo pachnie mi trochę Mariah Carey zwłaszcza w utworze „Sweet Talk”. „Wildest Moments” już wchodzi w eter i zapewniam, że długo z niego nie wyjdzie.
Portal Onet zapowiada, że Ware na
pewno znajdzie się w czołówkach wielkich podsumowań muzycznych 2012 roku. Ja powiem inaczej : nie przesadzajmy,
lecz zwróćmy uwagę. Płyta „Devotion” z pewnością zostanie wyróżniona, ponieważ
Jessie urzeka swoim ciepłym lecz zdecydowanym głosem, a jej pop, który nazywam
ambitnym niesie w sobie coś pozytywnego. Utworów słucha się z przyjemnością,
lecz wydaje mi się że tylko wytrawne uszy zrozumieją styl w jakim obraca się
Jess. Reszta będzie jej słuchać, bo „poleci w radiu”. I przeczuwam, że media
zachłysną się nawzajem swoimi recenzjami, każdy ogłaszając tę płytę „najlepszą”
powodując, że Jessie usłyszymy 15 razy jednego dnia.
Sprawdzić „Devotion” jednak
warto, ponieważ to debiut Jess, a debiuty zawsze są niezmiernie ciekawe.I chociaż nie są to jej pierwsze występy, dorobiła się czegoś o czym śpiewał kiedyś Ginuwine : " my own CD".
Przed Państwem teaser albumu, na
zachętę:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz