czwartek, 30 sierpnia 2012

Październik należy do Ellie

Muzyka electro to coś, co nie kojarzy mi się zbyt dobrze. Zupełnie jak pop. W elektro za dużo syntetycznych, trujących klawiszy, a w popie różowego, piszczącego plastiku. Z pierwszego skojarzenia obydwa te słowa nie zyskują mojej sympatii. Co się stanie, gdy dwa okropne terminy połączymy w jedno wyrażenie? Electro-po ? Niespodzianka. Powstanie coś wspaniałego, co udowodniła mi Ellie Goulding. 

Ma dwa profile na Youtube i suma wyświetleń do klipu „Starry Eyed” z debiutanckiego albumu „Lights” to ponad 32 miliony. Samo „Lights” znalazło się wśród 100 najlepszych płyt europejskich Billboard. Ellie operuje aksamitnym, bardzo wysokim głosem, który wspaniale komponuje się z energicznymi rytmami. Gitara, na której nauczyła się grać jako nastolatka, również ma swój udział w tworzeniu utworów, którym nadaje niezwykłej delikatności. Absolutnie nie sprawia to mdłości, ponieważ słodki głos nie musi oznaczać cukierkowego, przesłodzonego wycia do mikrofonu. Słodycz współgra z tanecznymi rytmami. Wystarczy wspomnieć cudowną choreografię Anthonego Kay’a do wspomnianego już utworu Starry Eyed”. (Fani You Can Dance na pewno wiedzą o czym mówię.)

Już za ponad miesiąc, bo 8 października wyjdzie jej kolejny album „Halcyon” wytwórni Polydor. Do tego czasu możemy cieszyć się singlem „Anything Could Happen”.

   

 Zapowiedź Zimorodka brzmi wspaniale i ja już nie mogę się doczekać. Gdy tylko album wyjdzie, obiecuje recenzję. Wyczekujcie!

 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Jessie Ware - "Devotion" (2012)


Gdy przeczytałam recenzję „Devotion” ( bardzo przychylną) pomyślałam sobie – recenzja mi się podoba i w sumie mnie zachęca. Sprawdzę więc kim jest Jessie.” Jak postanowiłam, tak uczyniłam i rozpoczęłam inwigilowanie Internetu. Artykuły i zapowiedzi o niej, zaczęły mnożyć się niczym koty w marcu, a ja poczułam lekkie zażenowanie, że jeszcze jej nie słyszałam. Myślę jednak, że niedbałość tę można mi wybaczyć, ponieważ jest ona chwilowa (to tak w nawiasie).


A teraz kilka szczegółów: Jessie Ware to 27-letnia Brytyjka. Podobno bardzo wstydziła się śpiewać, dlatego zajęła się dziennikarstwem sportowym. Później jednak zaczęła podśpiewywać w chórkach, gdzie przełamała się i pozbyła wstydu. Aktualnie koncertuje w Wielkiej Brytanii, a w Polsce wystąpiła na tegorocznym Opener’ze. Nieźle.

Wokal brzmieniowo pachnie mi trochę Mariah Carey zwłaszcza w utworze „Sweet Talk”. „Wildest Moments” już wchodzi w eter i zapewniam, że długo z niego nie wyjdzie.

Portal Onet zapowiada, że Ware na pewno znajdzie się w czołówkach wielkich podsumowań muzycznych  2012 roku. Ja powiem inaczej : nie przesadzajmy, lecz zwróćmy uwagę. Płyta „Devotion” z pewnością zostanie wyróżniona, ponieważ Jessie urzeka swoim ciepłym lecz zdecydowanym głosem, a jej pop, który nazywam ambitnym niesie w sobie coś pozytywnego. Utworów słucha się z przyjemnością, lecz wydaje mi się że tylko wytrawne uszy zrozumieją styl w jakim obraca się Jess. Reszta będzie jej słuchać, bo „poleci w radiu”. I przeczuwam, że media zachłysną się nawzajem swoimi recenzjami, każdy ogłaszając tę płytę „najlepszą” powodując, że Jessie usłyszymy 15 razy jednego dnia.

Sprawdzić „Devotion” jednak warto, ponieważ to debiut Jess, a debiuty zawsze są niezmiernie ciekawe.I chociaż nie są to jej pierwsze występy, dorobiła się czegoś o czym śpiewał kiedyś Ginuwine : " my own CD".

Przed Państwem teaser albumu, na zachętę: