poniedziałek, 12 marca 2012

Siedzę przy SOFIE i nie piszę licencjatu

Czas nagli, a ja nie potrafię się zmotywować. Od jakiegoś czasu siadałam do tego, by umieścić kolejny wpis na blogu. Jednak co chwilę coś kradło moją uwagę, a co najważniejsze - mój czas. Lecz nie, nie! Nie jestem aż tak zajęta. Żyjemy w XXI wieku - erze cyfryzacji, więc mnie jak i moim rówieśnikom Internet i wszelkie jego cuda nie są obce. Możecie się zastanawiać, po co piszę te głupoty. Przecież miał to być blog poświęcony muzyce. Tak więc wracam do tematu... (Ale wcześniej jeszcze kilka moich żali, zachwytów etc.)

Za trzy miesiące mam obronę na macierzystym kierunku. O! Właśnie na mej twarzy pojawił się uśmiech. Jak mogę o tej nieszczęsnej administracji mówić w ten sposób? No ale cóż... Taki jest stan rzeczy. Na uczelni już praktycznie nie pojawiam się (chwała ludziom za to, że wymyślili IOS i Pani Prodziekan, że mi go przyznała!). Ach, biedny ten mój licencjat. Napisane marne 5 strony, które i tak idą do poprawki. Z racji tego, że dysponowałam dzisiaj sporą ilością wolnego czasu, postanowiłam sobie, że w końcu ruszę palcem i choć przeczytam jedną książkę z literatury tematu. 

Ale nie, nie, nie. Jak tu się uczyć - pff! uczyć, czytać jedynie - w kompletnej ciszy? 

SOFA. Oczywiście nie mówię tu o meblu służącym do siedzenia (choć nie pogardziłabym tym rodzajem kanapy w moim opolskim pokoju), lecz o polskim zespole. Zespole, o którym śmiało mogłam powiedzieć, że według mnie jest jednym z lepszych na naszym rynku muzycznym. Ktoś może się zdziwić, co ja piszę, bo po raz pierwszy słyszy, że taki zespół istnieje. No tak, do mas to on nie trafił. Ale ci, którzy gustują w podobnej muzyce, na pewno znają dotychczasową twórczość tych grajków. O SOFIE powinni też słyszeć fani Smolika czy Ostrego



I to właśnie dzięki powyższym muzykom zaprzyjaźniłam się z tym toruńskim zespołem. Już teraz nie pamiętam, który z nich jako pierwszy nas sobie przedstawił. Mimo wszystko sądzę, że był to Adam Ostrowski vel. O.S.T.R., gdyż słuchałam go namiętnie za czasów liceum. Tak, wtedy właśnie było to boom i wszyscy za nim szaleli, więc nie mogło być ze mną inaczej. Pamiętam jak bardzo byłam wściekła, gdy występował na opolskich Piastonaliach, a ja nie mogłam zostać po szkole w Opolu, gdyż następnego dnia z rana miałam sprawdzian z języka francuskiego. Tak więc biedna zaraz po godzinie 15-tej musiałam wracać do rodzinnego Niemodlina.

Kolejne bliższe spotkanie z SOFĄ to pierwszy rok na wspomnianej wcześniej administracji. Wtedy przyszły czasy na maglowanie znalezionej (w sekretnym pudełku brata) płyty Smolika "3". Od razu zakochałam się w utworze S.Dreams. To była miłość od pierwszego usłyszenia. Oczywiście na tym krążku jest więcej perełek, lecz ten numer najbardziej przypadł mi do gustu. Oprócz wspomnianej piosenki, w utworze CYE, który był singlem, można usłyszeć piękny głos wokalistki zespołu SOFA - Kasi Kurzawskiej.


Nie zaczynałam jednak tego wpisu, by pisać o starych piosenkach. Zmotywowałam się, zaparzyłam sobie zieloną herbatę i z książką w ręce wskoczyłam do łóżka. Uprzednio włączyłam sobie najnowszą płytę omawianego zespołu. Świetną datę wybrała sobie SOFA na premierę czwartej już płyty. Mowa o 29.02.2012r. W tym dniu do wszystkich sklepów muzycznych w kraju nad Wisłą trafił krążek "Hardkor i Disko". Ogromnie wyczekiwałam chwili, gdy wreszcie po raz pierwszy od początku do końca przesłucham wszystkie znajdujące się na nim piosenki. Nawet moją drugą audycję Chilli Hour w Radiu Emiter poświęciłam temu zespołowi.

I co? Mówiąc kolokwialnie: KISZKA! O ile utwór promujący płytę (i nota bene noszący tę samą nazwę) po którymś z rzędu odsłuchaniu przypadł mi do gustu, o tyle o płycie jako całości nie mogę tego powiedzieć.  Liczy ona 11 piosenek, a tylko 3 mi się podobają. W złą stronę poszli muzycy (oczywiście moim skromnym zdaniem). Wcześniej SOFA była mieszanką jazzu, soulu, hip-hopu, r&b i funku. Teraz jest to kaszanka składająca się w głównej mierze z muzyki elektronicznej (choć i nawet nie wiem, czy nią jest). Piosenka "ADHD" - ajj... nawet nie wiem, jak to skomentować. Chcieli poeksperymentować z dub stepem chyba. Z resztą nie wiem, więc nie wypowiadam się.

Już podsumowując, miałam pisać pracę licencjacką, ale najnowszy krążek jednego z 'lepsiejszych' polskich zespołów tak mnie rozżalił, że napisałam ten oto elaborat. Tym, którzy wytrwali i przeczytali post do końca, bardzo dziękuję. I w ramach tych podziękowań podzielę się najnowszym singlem SOFY - bo nim ci muzycy mogą się pochwalić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz