czwartek, 4 kwietnia 2013

Nieznany mi Bowie. "The Next Day"

Na wstępie chciałabym powiedzieć o jednym ważnym fakcie. Twórczość Davida Bowie’go sprzed płyty „The Next Day” jest mi bardzo mało znana. Oprócz kilku utworów typu „Life on Mars” czy „Let’s Dance” nie za bardzo orientuję się w zawartości jego poprzednich kilkunastu wydawnictw. To co czytam w Internecie sugeruje mi, że Bowie wielkim artystą i legendą był. Jest. Czytam o "wielkim powrocie". Bardzo przepraszam, ale mam swoje inne legendy(nie umniejszając innym). Ponadto wiem, że zagrał w filmie opartym na faktach „My, dzieci z dworca zoo” gdzie grał samego siebie. (Swoją drogą książka jak i film warte poznania.) 
Wiem też jak wygląda dziś, wiem jak wyglądał kiedyś i mimo że się postarzał to poprzedni wizerunek bardziej mnie przerażał niż zachwycał. Taki jest stan mojej wiedzy i z takiej perspektywy proszę to oceniać. Jeżeli kogoś moja ignorancja i wybiórczość muzyczna razi, to proszę kliknąć czerwony krzyżyk po prawej stronie strony. :)





Zanim dojdziemy do sedna: oczywiście, czuję się uboga. Bo wszystkiego David'owego nie znam, ekspertem nie mogę się czuć. Choć nie ukrywam, że bardzo bym chciała. Więc jak nakazuje przyzwoitość, uderzyłam się w pierś i obiecałam poprawę. Z tego właśnie samobiczowania kliknęłam w Deezer i The Next Day zaaplikowałam w słuchawki. 

Musicie jeszcze wiedzieć, że mam pewien problem z muzyką gitarową. Kilka lat temu uwielbiałam ten rodzaj muzyki, dziś mam trudności w przesłuchaniu piosenki okołorockowej do końca. Przy tej płycie nie miałam tego problemu. Bo coś mnie wciągnęło. Bowie zaserwował mi przesympatyczne gitary, lekkie w odbiorze utwory, ale też zadziorne. Te wszystkie brzmienia o dziwo pasują mi do jego roztrzęsionego głosu. 

Gdyby pierwszym singlem, a nie drugim, było Stars (Are Out Tonight) to myślę, że szybciej by do mnie dotarło, by ten album sprawdzić. Bo balladowe i smutne Where Are We Now tego nie zrobiło. 

Oczywiście, nie po singlach się płyty ocenia. Dlatego zaprezentuję zestaw piosenek niesingli, które ostatecznie wpłynęły na moją pozytywną ocenę tego albumu. Na szczególne wyróżnienie zasługują dwa utwory: (You will) Set the World on FireIf you can see me. Tam jest dopiero uczta muzyczna! Wyrazista perkusja i bas. Szybkość, radość i energia. 






Największą 'zadziorą' tego albumu nazwałabym utwór Dirty Boys. Jak sama nazwa wskazuje rzecz o chłopcach, w dodatku brudnych. Lecz nawet sama muzyka jest nieco ubrudzona, poprzez rytm i zabiegi, które stosują gitary. Nawet trąbka, która tam się pojawia jest nieco zaczepna. 





Okładka. Kolejna interesująca sprawa. Oto obwoluta albumu Heroes z 1977 roku.



A oto "The Next Day" z tego roku.


Moja interpretacja : przeniesienie Bowie'go z lat 70 do czasów dzisiejszych. Czy jest to możliwe? Czy rzeczywiście taki był zamiar?  Czy coś się zmieniło? Można na te pytania odpowiedzieć samemu, lecz najchętniej zapytałabym samego David'a.

P.S. Czy ktoś pamięta występ Pawła Ostrovskiego w programie "Mam talent" ? Zaśpiewał tam właśnie utwór "Life on Mars" i jego interpretacja dała mi sygnał, że równie nietuzinkowe może być wykonanie oryginalne. I jest. Paweł jako dość osobliwa postać, zaintrygował mnie. Może dlatego nie przeszłam obojętnie obok The Next Day

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz